Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 621 do 630 (z 630)
  • Autor
    Wpisy
  • dda93
    Uczestnik
      Liczba postów: 630

      Wika, Anila – sprawa jest krótka – jedno piwo dziennie (lub jeden kieliszek wódki, albo jeden kieliszek wina) to dawka wystarczająca do uzależnienia się organizmu od alkoholu i podtrzymania uzależnienia.

      Klasyczna kliniczna terapia odwykowa lub terapia AA w oparciu o program 12 Kroków (tak samo jak esperal, czy podpisanie zobowiązań w kościele) wymagają całkowitej abstynencji.

      Pojawiła się też ostatnio „nowoczesna” terapia, zakładająca minimalizację skutków picia przy poważnym ograniczeniu dawki. Jednak przed jej rozpoczęciem także konieczny jest miesięczny okres całkowitej abstynencji.

      Jeśli pani psycholog umawia się z mężem na 2 piwa, może nie mieć pojęcia o mechanizmach działania uzależnień.

      Jeśli mąż ma wyznaczone max. 2 piwa i domaga się trzeciego, dowodzi to, że jego nałóg jest poważny.

      dda93
      Uczestnik
        Liczba postów: 630

        Jestem w podobnej sytuacji. Mój długoletni związek od wielu lat praktycznie nie istnieje. Po narodzinach naszych dzieci partnerka najwyraźniej stwierdziła, że ja już swoje zrobiłem i nie jestem dłużej potrzebny. Przypomina sobie o mnie tylko wtedy, gdy trzeba się na coś złożyć, albo gdy chce bez dzieci pójść na zakupy. Płacę czynsz, choć w domu nie mam własnego kąta (śpię i odpoczywam tam, gdzie jest akurat wolne miejsce), piorę, zmywam, robię zakupy, sprzątam, rozwalam sobie kręgosłup odkurzaczem, a ona co jakiś czas jeszcze krzyczy, żebym się wyprowadził – przy jakiejkolwiek poważniejszej różnicy zdań.

        W parszywych czasach przyszło nam żyć, Panowie. Dzisiejsze kobiety w zbyt dużej części schłopiały. Od nadmiaru kawy i terapii hormonalnych spadło im libido, a wzrosła pod sufit agresja.

        Stwierdziłem, że będę się tak męczył dopóki dzieci nie podrosną. Czuję, że ten moment się zbliża.

        dda93
        Uczestnik
          Liczba postów: 630

          Z moich doświadczeń po prostu po kilka latach mija cała chemia i pierwsze zauroczenie – i wtedy zostaje tylko prawda – albo mamy szczęście i „budzimy się” w nowym życiu z kimś, z kim łączy nas sympatia, przyjaźń lub co najmniej przywiązanie – albo nagle obok nas pojawia się całkowicie obca osoba.

          Ja też nie znam smaku pocałunku od ośmiu lat. Rozmowy i kontakty ograniczone do absolutnego minimum. Czuję się jak ćwierć faceta, a nie cały. A ponieważ czterdziestka minęła, do końca mam coraz bliżej. I co, do ostatniego dnia już tak bez miłości? Do ratowania potrzeba dwóch osób. Jeśli one są, to już dobry znak. Jeśli jest tylko jedna, której też z czasem skrzydełka już całkiem odpadły, to nie ma sensu…

          dda93
          Uczestnik
            Liczba postów: 630

            Bardzo dawno tam nie zaglądałem, ale zawsze mi się wydawało, że mityngi na Ochocie (zwłaszcza ten piątkowy) są niezniszczalne 😉 Nieźle też trzyma się chyba Poznańska. Za to duże problemy kiedyś były z zebraniem składu na środowej Dominikańskiej i nie wiem czy ta grupa jeszcze istnieje.

            Jeśli chodzi o terapię grupową, miałem niegdyś bardzo dobre doświadczenia (choć krótkie, nie mogłem kontynuować ze względu na pasmo godzinowe) z terapeutką i bardzo złe z terapeutą na Jagiellońskiej. Z terapii indywidualnej też nie byłem zadowolony, miałem wrażenie, że terapeutka była słabo przygotowana do zawodu – ale od tego czasu załoga się tam chyba prawie w 100% wymieniła.

            dda93
            Uczestnik
              Liczba postów: 630
              w odpowiedzi na: Dom moim uzaleznieniem? #480339

              Jolando, moim zdaniem to, co odczuwasz na myśl o swoim rodzinnym domu nie jest w żaden sposób złe czy nienormalne.

              Składamy się po części ze wszystkich miejsc, w których żyliśmy, ludzi, których spotkaliśmy i chwil, które przeżyliśmy. Jeśli mowa jest o kimś „zdrowym”, chyba tak naprawdę należy mówić o kimś wewnętrznie zintegrowanym. Doświadczenia mamy dobre, mamy również złe. Zapominając i zaprzeczając temu, że coś złego się kiedyś stało nie zrobimy kroku naprzód. Musimy z tym się pogodzić.

              Jedni wolą porzucić dawne miejsce zamieszkania. Inni lubią mieć jakieś korzenie. Nowe życie wyrasta na zgliszczach poprzedniego. Ja na przykład bardzo czasem lubię pospacerować po tych samych miejscach, w których spędzałem godziny jako nieszczęśliwy nastolatek. Nie brak mi atmosfery grozy domu, z czasów gdy moja matka „chodziła po ścianach” czekając aż ojciec znów przyjdzie po pracy pijany, jednak teraz to też nie jestem ten sam ja, mały i bezbronny, i atmosfery tamtych murów – gołębi gruchających na dachu, kaflowego pieca i dziadka rąbiącego drewno w komórce obok – mi brakuje.

              dda93
              Uczestnik
                Liczba postów: 630

                Ja mimo ,,warunków?, często nie miałem brania wśród pań.

                Byłem dla nich ,,fajny?, ,,przystojny?, ale wyczuwały jakąś ,,miękkość?, ,,niezdecydowanie??

                Brzmi jak opis tego, co mnie spotykało (i spotyka nadal). „Fajny chłopak” – „na pewno znajdzie fajną dziewczynę” – tylko żadna nie chciała być tą fajną. Znalazły się za to zaburzone, wykorzystujące i dążące do realizacji wyłącznie swoich celów – istny obraz mojej matki z dzieciństwa.

                Moja diagnoza mojego własnego problemu: za mało ojca w moim życiu – który po każdej kłótni z matką szedł się napić, za dużo matki – dla której jako 10-latek musiałem być mężem, ojcem i powiernikiem.

                Ostatnio miła koleżanka z pracy powiedziała o mnie do innej, że jestem „kochany”. Tyle, że godzinę wcześniej weszła do pomieszczenia czule witając się z moim kolegą, a mnie nawet nie zauważając 😉

                dda93
                Uczestnik
                  Liczba postów: 630

                  Melisko, a czy pomyślałaś może, jak udręczona i przytłoczona byłaby ta osoba, gdyby cały ciężar Twojego szczęścia w relacjach międzyludzkich miał spoczywać tylko na niej?

                  Ja w pewnym momencie wiele lat temu, po rozpadzie 8-letniego związku, doszedłem do wniosku, że dobrze mi jest samemu ze sobą. Że nie muszę już być z kimś, żeby czuć się dobrze – chociaż chcę być z kimś. To, że potem wyboru dokonałem zbyt lekkomyślnie to już materiał na inną opowieść…

                  O gotowość moim zdaniem nie należy pytać – wiele najważniejszych rzeczy w życiu, zarówno złych, jak i dobrych, nadchodzi bez ostrzeżenia.

                  dda93
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 630

                    Ach, „spotykanie się w połowie drogi”. Marzę o tym. Niestety, z reguły trafiam na osoby, które próbują mnie zdominować, a gdy okazuje się to nie takie łatwe, jak się na początku wydaje, narastają konflikty.

                    Coś w tym jest – ludzie są różni, niezależnie od tego, jakie etykietki można im przypinać (DDA/DDD, AA, a może inne). Każdy ma też własną drogę do wyzdrowienia. Jednemu najbardziej pomaga terapia, innemu mityngi, trzeciego uzdrawiają najbardziej pozytywne zmiany w samym życiu – to wszystko można określić jako „leczenie”.

                    dda93
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 630

                      „Że faceci to zło” – nie ma co, piękny drogowskaz na życie 🙂 Faceci są różni, podobnie jak kobiety. Sęk w tym, jak uniknąć spotkania z tymi nieodpowiednimi i gdzie znaleźć tych, których warto spotkać.

                      To piekielnie niesprawiedliwe, uważam, że sympatyczne dziewczyny trafiają często na patologicznych drani, a przyzwoitym facetom zdecydowanie za często trafiają się zołzy. Ale jak to zmienić…

                      Jeśli nie masz żadnych znajomych, przyjaciół, czy choćby kuzynki lub koleżanki, z którą możesz pogadać, to nie jest dobrze. Żaden związek nie da Ci wszystkiego. W każdym pojawiają się czasem jakieś mniejsze lub większe rysy. Warto więc mieć jakieś swoje inne punkty oparcia – fajna praca, wciągające hobby, klub poetów czy kółko szachowe.

                      dda93
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 630

                        Generalnie proponowałbym pewne rzeczy rozgraniczyć. Co innego nawiązywanie związku z osobą, która ma problem, ale nie przeszła żadnej terapii – albo co gorsza ją przerwała. Co innego z osobą po (dobrej, skutecznej) terapii. A jeszcze co innego z osobą w trakcie.

                        DDA/DDD po terapii wydają się bardziej świadome tego, co się z nimi dzieje. Wiedzą też, kiedy i gdzie szukać pomocy. Niestety, w kwestiach damsko-męskich nie spotkałem na swojej drodze nikogo takiego. Związek z osobą w trakcie terapii to loteria, gdyż osoba taka często się zmienia – może pojawić się bliżej, ale może też się oddalić, zwłaszcza gdy w trakcie leczenia poruszane są główne fundamenty jej osobowości (odgrzebywane są dawne traumatyczne doświadczenia itp.).

                        Dla mnie najgorszym co może być jest związek z osobą, która rzuca terapię lub wiedząc, że ma jakiś problem nie chce z nim robić nic. Z kimś takim wiele lat temu się związałem i żałuję… bardzo, bardzo…

                        Odrębna kwestia, jeśli w związku nie ma dzieci, nie ma wspólnego domu lub kredytu – w czym problem? Drogi się rozchodzą i życie trwa dalej. Może powie ktoś, że mówiąc tak jestem bez serca, ale w nieudanych związkach (nieudanych z winy drugiej strony i mojej – choćby z powodu źle dokonanego wyboru) wycierpiałem już swoje. I powiem Wam jedno – cierpieć z powodu rozpadu związku nie warto.

                        Gdy z takiego związku pojawia się dziecko i przez złą sytuację w związku jemu też rujnujecie życie już na starcie… wtedy dopiero robi się naprawdę przerąbane 🙁

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 621 do 630 (z 630)