Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 331 do 340 (z 631)
  • Autor
    Wpisy
  • dda93
    Uczestnik
      Liczba postów: 631
      w odpowiedzi na: Kryzys, po raz kolejny #484037

      Nie wiem jak Ty, ale ja mam też trochę wrażenie, że będąc w związku człowiek zaczyna mieć nieco słabszą „tarczę duchową”. Bo gdy przyzwyczaja się do ciosów, trochę się hartuje. Gdy jednak uwierzy, że świat może być „miękki i puchaty” (jak w terapeutycznej bajce), nawet mniejsze niepowodzenia mogą być potem jak skok do lodowatej wody.

      Też się zastanawiam czasem, czy nie kroczy za mną jakieś fatum. Choćby te moje ciągłe zmiany miejsca zamieszkania i miejsca pracy (jedno i drugie statystycznie co dwa lata).

      Katolicyzm obiecuje nam za to spokój i szczęście w niebie. Buddyzm tłumaczy, że naturą rzeczy jest nie stałość, lecz zmiana. Albo, że to zła karma. Jak to ostatnio usłyszałem od znajomej „nie da się uniknąć bólu, ale da się uniknąć cierpienia”. Nie wiem co o tym myśleć. W każdym razie gdy kogoś boli, takie racjonalizacje raczej tylko go wkurzają.

      Myślę też, jak do tego przypiąć dwie afirmacje dla AA z książeczki, którą czasem czytam. Jedna mówi, że kochać kogoś jest ważne dla procesu zdrowienia. Druga twierdzi, że samobójstwo jest trwałym rozwiązaniem dla nietrwałych, przejściowych problemów.

      Czy widzisz w tym, co się wokół Ciebie dzieje, jakiekolwiek jasne strony? Jakieś pozytywne skutki negatywnych zdarzeń?

      dda93
      Uczestnik
        Liczba postów: 631
        w odpowiedzi na: Kryzys, po raz kolejny #484035

        Witaj. Nie przeżyłem tyle co Ty, ale od kilku dni mógłbym się podpisać pod połową Twoich objawów. Też w ubiegłym roku straciłem wymarzoną pracę (też z powodu pandemii), rodzinę i miejsce zamieszkania. I tułam się jak pies, bez miejsca, które mógłbym zwać domem. A kolejne partnerki odchodzą, bo chcą się czuć zaopiekowane, ale nie chcą relacji i bliskości.

        A co byś powiedział na to, gdyby po prostu ktoś pobył przy Tobie, pogadał z Tobą choćby o przysłowiowej „pupie Maryni”? Tak, żebyś nie czuł się sam. Żebyś mógł choć przez chwilę się oderwać od traumatycznych wspomnień. Pomyśleć, że istnieje gdzieś inny, lepszy świat…

        Czemu pytam? Bo sądzę, że mi by to pomogło. Dało nadzieję, może nie na długo, ale jednak. I w taki właśnie sposób w ostatnie Boże Narodzenie zwykłą rozmową pewna osoba (nawet nie świadoma swej roli) odsunęła mnie od poważnej myśli o sprawach ostatecznych.

        dda93
        Uczestnik
          Liczba postów: 631

          Chciałbym pobyć na tym świecie jeszcze trochę, głównie ze względu na moje dzieci. Gdyby nie one, pewnie już by mnie tu nie było… Nie chce, by tata był dla nich abstrakcją z obrazka, ani by mieli dzieciństwo gorsze niż moje. Chcę, żeby mnie pamiętali jako kogoś, kto ich zabierał na spacery, kto z nimi rozmawiał, przytulał je i mówił im, jak są dla mnie ważne. I tak zrobiliśmy im z moją byłą partnerką krzywdę (oboje DDA), że przez nasz konflikt staną się DDD.

          Po długiej przerwie wróciłem do terapii. Wybrałem jednego z najlepszych terapeutów. Ale nie wiem, czy będzie w stanie pomóc. Chętnie dzielę się swoim doświadczeniem, siłą i nadzieją. Ale czasem też nie potrafię sobie poradzić ze swoimi skomplikowanymi problemami.

          dda93
          Uczestnik
            Liczba postów: 631

            Dziękuję za miłe słowa, Jolu🙂

            Co do moich „zadatków na terapeutę”, czasem otwiera mi się tyle bolesnych rzeczy, że nie mógłbym być chyba nawet opiekunem w schronisku dla zwierząt, a co dopiero zajmować się ludźmi. Choć patrząc na to, jak wielu psychologów dziś jest przepracowanych, niekompetentnych, niezaangażowanych lub ma nierozwiązane duże własne problemy, można dojść do innych wniosków…

            To co mi się ostatnio otwiera, to przerażający lęk przed samotnością, gapieniem się w cztery ściany swej jednoosobowej mogiły, w której w wyniku okoliczności i dokonywania błędnych (?) życiowych wyborów zostałem pochowany na żywca. Chyba u mnie po prostu faza samotności i gapienia się w sufit leżąc na łóżku doszła już do etapu „nigdy więcej!”.

            Trafiło mnie to w ubiegłym roku, gdy sytuacja życiowa zmusiła mnie, po 10 latach bezskutecznej walki o miłość i o szacunek dla moich potrzeb, do wyprowadzenia się z domu moich dzieci. Przeżyłem to jako wielką stratę. Poczułem się tak, jakbym stracił już wszystko.

            Przeraża mnie to, że może nigdy nie będę już w bliskim, szczęśliwym i trwającym dłużej niż 2-3 miesiące związku. Że nikt (oprócz moich dzieci) mnie nie pokocha. Że dla nikogo spacer za rękę ze mną nie będzie ważniejszy niż kawa na mieście z koleżanką. Chce mi się wyć czasem.

            Nie pomaga mi ani 30 lat świadomości bycia DDA, ani fakt, że mogę zaopiekować się „tym małym Jackiem”, który jest we mnie, bo robiłem to już setki razy – i już wystarczy, bo to już nie pomaga, bo teraz trzeba czegoś innego. Zgadzam się z tym, że zdrowiejemy przez ludzi i dla ludzi, bo bycie i zdrowienie bez ludzi dla mnie jest całkowicie pozbawione sensu.

            dda93
            Uczestnik
              Liczba postów: 631

              Jolu, z mojego doświadczenia życie bywa przekorne. Kiedyś, w domu rodzinnym, musiałem walczyć o prawo do decydowania o sobie, o własne granice, przestrzeń i spokój. Nigdy nie miałem własnego pokoju i musiałem ukrywać się z książką w pomieszczeniach gospodarczych. Teraz mam przestrzeń i spokój, a muszę walczyć o to, żeby nie być żyjącą bez celu osobą samotną. I teraz, trzydzieści lat później, czasem wręcz wróciłbym do raniącego mnie jeszcze do niedawna związku, byleby tylko nie żyć w pustce i być potrzebny. Bo taka codzienna walka wyczerpuje, ale też trzyma człowieka w kupie. By nie stawiać czoła lękowi, że zostanę porzucony lub odtrącony przez kolejną osobę.

              Nie zgodzę się, niestety, z tym co piszesz o pasjach i studiach. Wierzyć mi się nie chce, że we wszystkich domach nie-DDA jest tak idealnie i rodzice są zawsze wspierający. Mi bycie w domu z pijącym ojcem i współuzależnioną matką nie przeszkodziło od wieku 12 lat mieć i rozwijać swoje zainteresowania. Za swoje studia płaciłem pieniędzmi, które zarobiłem sam, co było dla mnie powodem do radości i dumy (czy się te studia przydają to już inna sprawa 😉). A, paradoksalnie, w czasie, gdy byłem w najbardziej toksycznym ze swoich związków, zrealizowałem najwięcej swoich pasji, a nawet życiowych marzeń.

              Teraz zaś, gdy już opadł kurz po bitwie, nie mam żadnych pasji. Szukam sensu, i nie widzę go w samotności.

              P.S. A czy myślałaś może o byciu terapetką?

              dda93
              Uczestnik
                Liczba postów: 631

                Aleksandro, ostateczne rozeznanie się w tym, czy to bardziej miłość, czy jednak współuzależnienie, należy do Ciebie.

                Masz prawo go kochać, nawet jeśli cały świat by był temu przeciwny. A nawet wtedy, gdy chłopakowi na tym nie zależy.

                Jesteś na forum DDA, gdzie ludzie mogą być uczuleni na przejawy współuzależnienia i może to być czasem ostrożna ocena „na zapas”. Z drugiej strony jednak, z opisu zachowań Twojego chłopaka nieszczególnie wynika, żeby Cię szanował, albo żebyś była dla niego ważna. I to jest niepokojące.

                Bardzo niepokojące jest też to, gdy ktoś zapija leczenie depresji alkoholem, bo to tylko zwiększa bałagan w organizmie i w emocjach. Nie jest to zachowanie odpowiedzialne, ale samodestrukcyjne.

                dda93
                Uczestnik
                  Liczba postów: 631

                  DawidJ, tak trochę na marginesie tematu… Ja miałem sporo doświadczeń z kobietami DDA/DDD, które uciekały od emocjonalnej bliskości. Dlatego trochę w szoku jestem – czytając wątki takie jak ten – że są też mężczyźni używający takich schematów.

                  W moim przypadku partnerki miewały zupełnie inaczej – bo musiały sobie radzić z nadmiarem czułości, nadmiarem gotowości do rozmowy, dużą ilością okazywanych emocji. Dlatego nie warto moim zdaniem wrzucać wszystkich DDA do jednego gara… 😉

                  dda93
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 631

                    Tych ostatnich dwóch zdań szczerze Ci zazdroszczę 🙂 Często ludzie nie zauważają takich chwil nawet gdy są po terapiach i zdrowieją, mimo, że szansa na zdrowy i fajny związek wyrasta im pod samym nosem…

                    Niezależnie od tego, jak zakończy się obecna sytuacja, miałaś w tym związku coś pozytywnego, co będziesz mogła wspominać.

                    dda93
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 631

                      Ona887, Czy coś się zmieniło od czasu, gdy o tym pisałaś? Czy sama podjęłaś jakieś działania?

                      dda93
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 631

                        Co do czasu bycia „w procesie zdrowienia”, u mnie to trudne do określenia, bo były momenty, że uważałem, że jest OK i potrzebowałem się zająć bardziej samym życiem (małżeństwo, dzieci, studia, praca…) niż terapią. Co nie znaczy, że nie było potem w moim życiu wydarzeń, które sprowadziły mnie z powrotem „do parteru”…

                        W kwestii tamtej terapii trudno mi się wypowiadać, bo ma odpowiadać ona Tobie, a nie mnie 🙂 Z ogłoszenia brzmi nieźle…

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 331 do 340 (z 631)