Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 203)
  • Autor
    Wpisy
  • „Iść w stronę słońca”
    Uczestnik
      Liczba postów: 203
      w odpowiedzi na: Światełko #466701

      Przebaczyłam tacie, zresztą nie noszę w sobie poczucia krzywdy za długo do nikogo. Jeśli nawet ktoś mnie zrani odsuwam się, ale nie noszę w sercu żalu czy nienawiści. Jesteśmy tym czym się karmimy.

      Przyciągam mężczyzn, którzy potrzebują pomocy. Po terapii unikam i rzucam relacje, które są destrukcyjne. Nawet za cenę samotności Jeśli mężczyzna jest poraniony przez los i chce ode mnie pomocy odrzucam takie związki. Mam wrażenie, że mało jest osób, które choć poranione szukają pomocy w terapii. Nie cierpię narzekania i stania w martwym punkcie. Przecież tak można całe życie jęczeć. Nie chcę być terapeutą dla mężczyzny, nie szukam pacjenta. Jestem gotowa na związek, rzucenie się na głęboką wodę. Zrobiłam to i zostałam zraniona, podobnie jak ranił mnie ojciec. Po długiej przerwie gdzie myślałam, że to już jest to znowu zostałam zraniona, trafiam na osobę z rodziny DDD, która mnie odrzuca, by za parę dni przygarnąć i wołać:”pomóż mi…” daję szansę i znowu mnie odrzuca. Tak jak w „Lęku przed bliskością”: kocham cię, ale odejdź. Też miałam wiele cech DDa, ale pracowałam latami nad nimi, dziś moje życie to efekt starań, szukania siebie, dlatego mam prawo do dojrzałego związku, właśnie z pozycji dorosłej kobiety. Poczucie bezpieczeństwa zapewniłam sobie sama, stabilność, spokój….nie szukam mężczyzny, żeby się podwiesić pod niego, samotności się nie boję.

      Jeśli odnajdujesz piękno w sobie i innych to jesteś daleko. W dzisiejszym świecie jeśli dostrzegasz cud natury, potrafisz się śmiać, jesteś daleko…ale to wszystko efekt naszej pracy. Reasumując ten pęknięty dzban może być tak dobrze sklejony, ze mimo, iż był zbity jest w stanie „żyć” długo, długo i cieszyć się z ocalenia. Poranienia dają nam siłę, wrażliwość, empatię…najważniejsze byśmy się nie poddali.

      „Iść w stronę słońca”
      Uczestnik
        Liczba postów: 203
        w odpowiedzi na: Światełko #466691

        Gubimy się w tym czego nie znamy. Gdyby w domu rodzinnym pokazano nam właściwą relację nie byłoby zgadywania. Myślę też, że wybrałabym kogoś kto myśli podobnie jak ja, nie zastanawiając się co jest normalne, a co nie. Paradoksalnie ja wybrałam to co negowałam Potem dowiedziałam się, że było to dla mnie znane, wiedziałam jak się w tym poruszać, mimo, iż destrukcyjne. Dziś jest inaczej, natomiast wiem, że jeśli coś zmieniamy należy to stare zastąpić czymś nowym, żeby nie było pustki. Tylko jak zastąpić nowym skoro ja nie znam tego nowego, nie wiem co jest dobre? Porównuję relację z mężczyzną do nauki jazdy na łyżwach. Tak bardzo boję się upadku, ponownego zranienia, zaufania, męczę się i rezygnuję.

        Pierwsze spotkanie na terapii było ulgą, bo zobaczyłam, że są tam ludzie podobnie myślący jak ja. Myślę, że w każdym wieku można nauczyć się dobrej relacji, życia w niej, ale zawsze pozostanie zadra. To tak jak pęknięty dzban, choć dobrze sklejony, nigdy nie będzie już oryginałem.

        „Iść w stronę słońca”
        Uczestnik
          Liczba postów: 203

          Twoja mama nie ma Ciebie daleko w dupie. Alkoholizm, uzależnienie to ciężka choroba, choroba emocji. Zabiera pozytywne emocje, niszczy wszystko niczym czołg. Alkoholik myśli o tym ,żeby się napić. Jego życie krąży od butelki do butelki. Ona będzie zawsze na pierwszym miejscu. Ludzie przestają pić i wracają czasem do nałogów, choć wiedzą, jakie on sieje spustoszenie. To normalne, że pragniesz relacji z mamą, walczysz o nią. Dziecko potrzebuje ojca i matki. Wybacza i ciągle wierzy, że oni będą pełnili rolę rodzica, a my rolę dziecka.

          Warto odbyć terapię dla współuzależnionych , poznać chorobę alkoholową od podstaw, jej mechanizmy. Wtedy jest łatwiej zrozumieć dlaczego oni tak się zachowują, że nie robią tego specjalnie. Warto to zrobić dla siebie, bo alkoholik sam musi osiągnąć dno, aby ujrzeć inne życie, dzieci żebrzące o miłość, o uwagę. Dopóki pije nie zobaczy tego. Ma świat przesłonięty chceniem napicia się i poczuciem tej ulgi choć na chwilę, która jest tylko błędnym kołem i rani innych z boku.

          Kiedy mama tak robi, nie załamuj się, wytłumacz córce, że babcia jest chora, zajmij się wtedy czymś innym, jeśli jesteś wierząca módl się za mamę. Pamiętaj, że musisz dbać o swoje emocje, dbaj o dobre relacje z córką, o to wszystko na co Ty masz wpływ, bo na wyleczenie mamy nie masz wpływu.

          Mój tato nie żyje, dzięki terapii pod koniec udało mi się spojrzeć na niego ze strony jego choroby, przestałam walczyć, uspokoiłam się. Tęsknota za takim tatą, który kocha, jest odpowiedzialny zawsze pozostanie, natomiast jeśli takiego nie miałam pielęgnuję to co było dobre, to, że jestem na tym świecie.

          Życzę Tobie uzyskanie wewnętrznego spokoju, zmieniania tego co możesz zmienić i zgody na to, czego nie jesteś w stanie zmienić. Pozdrawiam ciepło.

          „Iść w stronę słońca”
          Uczestnik
            Liczba postów: 203
            w odpowiedzi na: Światełko #466688

            Mój tato nie żyje. Podobnie jak Ty zdaję sobie sprawę, że mimo wieloletniej terapii, ciężkiej pracy nad swoim wnętrzem, próby odzyskania tego co zabrało dzieciństwo, nigdy nie odzyskam tego co mogła dać mi dobra relacja z ojcem. To jest bardzo bolesne. Czuję głód i niedosyt relacji z tatą i ciągle ponoszę tego konsekwencje jakbym to ja zawiniła. Moje życie to ciągłe starania, dobre wyniki nauce, pomaganie rodzinie i bycie bohaterem rodzinnym. Kiedy tak naprawdę nikt tego nie dostrzegał w domu, jakby każde dziecko takie było. Idę przez życie jak robocop, pomagając obie i innym. Jestem silna, a w środku ciągle czekam, aż tato weźmie mnie na kolana i przytuli i powie: „moja księżniczka”. To tak niby mało, a dla mnie tak wiele, ten gest dałby mi siłę na resztę życia. Słyszałam od taty, że jestem niechciana, mimo to dziś wybaczyłam mu i wierzę (może naiwnie), że chroni mnie z tamtego świata, że tam już nie pije i zrozumiał. Może to tylko taka forma przetrwania. Jestem doskonała w tworzeniu pozytywnych myśli, aby przetrwać.
            Niestety nie potrafię nawiązać relacji z mężczyzną, z którym mogłabym dzielić życie, boję się tych słabych, nieporadnych. Tak bardzo pragnę bliskiej relacji, a jednocześnie nie potrafię ocenić jaka jest właściwa relacja. Zapewne tego nie wiem, bo nikt mnie tego nie nauczył. Nie pokazał. kładę na szalę to co zabrało mi bycie DDa, a co dało. Mimo wszystko to co dało jest więcej, pewnie dzięki terapii. Kocham życie, idę przez nie z uśmiechem. Wiele ludzi jest poranionych przez los, natomiast widzę, że jestem daleko. Kocham ludzi, moje miasto, pracę, jestem spełniona jako matka. Mam swój kawałek podłogi.

            Warto każdego dnia wpatrywać się w światełko nadziei. Ona nigdy nie umiera.

            „Iść w stronę słońca”
            Uczestnik
              Liczba postów: 203

              Bycie indywidualistą, ja tak to nazywam. Też nie mam znajomych z którym się spotykam po pracy. Wystarcza mi relacja w pracy. Zaakceptowałam siebie, pokochałam bycie samemu. (mam syna). Natomiast życie tak szybko biegnie, że skupiam się na swoim uśmiechu danego dnia, na kwiatach, które zakwitają w moim ogródku. Czy muszę być jak inni, mieć dużo znajomych, chodzić na imprezy…nie muszę…?jestem sobą i lubię taka być. Akceptacja siebie jest ważna. Bycie DDA to też dobre strony: osiągniecie dna, wybija mnie tak wysoko, zaradność życiowa, wrażliwość, niezależność (nie finansowa). Jaka jest recepta na życie? Na Twoje życie?

              „Iść w stronę słońca”
              Uczestnik
                Liczba postów: 203

                Alkohol (piwo) nie jest rozwiązaniem problemu, a  regulatorem emocji. Lęk, panika, roztrzęsienie to są emocje, które też są w życiu potrzebne. Nikt nie ma tak, że odczuwa tylko te pozytywne. Poważny związek nie trwa 2 miesiące, poważny związek to nie poprawianie kogoś i odchodzenie, bo nie ma już siły. Nie jest tu obiad problemem, ale Twoje wcielanie się w rolę dziecka, a Twojego  partnera w ojca. On Ciebie karci, a Ty patrzysz w ziemię i płaczesz. Tak zachowują się zazwyczaj dzieci. Nie widzę tu pomocy ze strony Twojego partnera, mówi Ci jaka masz być? Jesteś taka jaką ukształtował Ciebie dom rodzinny, relacje z rodziną i to powielasz, bo nie umiesz inaczej. Dlatego trzeba szukać osób, które nauczą Cię relacji. Są grupy wsparcia, można tam rozmawiać lub tylko słuchać, są indywidualne spotkania z terapeutą. Trzeba rozpoznać swoje lęki i nauczyć się je przeżywać w sytuacjach adekwatnych do tej emocji.

                Napisałaś, że nie poczułaś od taty miłości. Trzeba uważać, by nie szukać w partnerach ojca, który zaspokoi tę lukę. Żaden mężczyzna tego nie zrobi. Nie tak powinna wyglądać zdrowa relacja.

                Poznasz, że twój intymny związek z partnerem jest zdrowy, jeżeli stworzyliście środowisko, w którym prawdziwe są stwierdzenia:

                Mogę być sobą. Ty możesz być sobą. My możemy być sobą.
                Mogę się rozwijać.Ty możesz się rozwijać.  Możemy się wspólnie rozwijać.

                Fragment /Lęk przed bliskością J.Woititz

                 

                 

                „Iść w stronę słońca”
                Uczestnik
                  Liczba postów: 203

                  „mam 23 lata nic nie osiągnęłam i nie potrafię się zmienić.” 23 lata to nie 80 lat, skoro nic nie osiągnęłaś, (z czym się nie zgadzam, bo masz pracę), to czas najwyższy, żeby wziąć odpowiedzialność za życie. Nie potrafisz się zmienić, czy nie chcesz? Najgorsze to to usiąść w dołku i narzekać na los, na wszystkich naokoło, tych którzy skrzywdzili i nie. Posiedź w tym dole, popłacz, ale w końcu z niego wyjdź, opracuj jakiś plan. To irracjonalne myśli: będę zawsze sama, nie wyjdę za mąż..itp Nie wiesz co będzie, natomiast obranie takie myślenia powoduje, że idziesz w tym kierunku. Myśli, pociągają za sobą uczucia i emocje, a te z kolei zachowania. Jeśli tak myślisz o sobie to nie dziw się, że czujesz się źle i coraz gorzej. Trzeba szukać rozwiązań. Przede wszystkim 5 zasad racjonalnego myślenia. Z trudnego dzieciństwa nie wychodzi się ot, tak, łatwo, trzeba czasem lat, by ułożyć sobie na nowo życie. Poszukaj pomocy, znajdź grupy wsparcia, zobaczysz ile osób ma podobne problemy, naucz się je rozwiązywać. Ucz się tego, czego Ciebie nie nauczono. Jest tyle dróg i możliwości. Zakasaj rękawy i do przodu, będziesz robić kroki w tył i w przód, ale z każdym dniem będziesz coraz dalej i dalej….czego Ci życzę.

                  „Iść w stronę słońca”
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 203
                    w odpowiedzi na: Dziecko matki z DDA #465835

                    Jestem DDa, mamą 14 – letniego syna. W rodzinie mojej mamy jak wnioskuję brak było bliskości, akceptacji, okazywania miłości, choć uważana była za traktująca się z szacunkiem, i nikt o tym nie mówi za bardzo. W moim domu rodzinnym zostało to powielone, do tego tata alkoholik. Myślę, że część zachowań przenosimy, bo nikt nie nauczył nas inaczej. Powielamy coś, co nie jest dobre, bo nie nauczyliśmy się innych zachowań. Ja nie potrafię przytulić mojej mamy, owszem, przytulam się z okazji składania życzeń, ale wiadomo, że nie o to chodzi. Nie potrafię też z nią rozmawiać o mnie, nie wie tak naprawdę co ja czuję, co przeżywam, wszystko jest „poprawne” i powierzchowne. Z domu rodzinnego przenoszę pewne zachowania, te, których jestem świadoma i są złe, staram się naprawiać, przepraszać. Z moim synem dyskutuję, czasami podnosimy głos, kłócimy się, by potem się przeprosić…najważniejsze to prowadzić rozmowę, wyjaśniać, przeprosić za błąd. Nikt nie jest idealny przecież. Kłótnia też może być konstruktywna. Najważniejsze, by emocje pozytywne i negatywne wyrażać. Nie uczyć, że jeśli chcę coś wyjaśnić co według mnie nie jest poprawne, to jest to atak, pretensja, jak to uważało się w moim rodzinnym domu. Przytulam też mojego syna, mówię, że go kocham i staram się nie porównywać do innych, dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że nie musi być najlepszym uczniem, by poradzić sobie w życiu. Przestałam oczekiwać, że będzie uczestniczył w kursach, spotkaniach poza lekcyjnych, bo ja tak chcę. przychodzi potem moment, że sam zapisuje się na coś co chce. Szuka swojej drogi daję mu do tego prawo, oczywiście, czuwając, by nie stała się krzywda.  Myślę, że ważna jest bezwarunkowa akceptacja. kocham cię, bo jesteś, a nie za to jaki jesteś. Chwalenie za to co robi i cieszenie się z osiągnięć, dawanie mu prawa do bycia dzieckiem. Myślę, że praca nad sobą, terapia, to też nasza odpowiedzialność względem dzieci, idziemy tam po to, aby wyleczyć te okaleczenia dla siebie i dla dziecka. Świadoma swoich braków, mogę nad nimi pracować, przepraszać i zaczynać ciągle od nowa.

                    „Iść w stronę słońca”
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 203

                      Terapeuta to człowiek z różną przeszłością, podejściem, myśleniem, osobowością…To jak z ludźmi, z jednymi przebywa Ci się dobrze, z innymi niekoniecznie. Myślę, że to kwestia trafienia na właściwego terapeutę. Wydaje się, że w odległym czasie terapia ma pomagać i Ty masz to odczuwać…rozwijać się. Dobry terapeuta nie mówi co masz robić, jak postępować. Ja spotkałam się, że w tej samej sprawie dwóch terap. udzielało mi różnych, jakże skrajnych porad. Wtedy nie potrafiłam podejmować decyzji i mogło to być dla mnie zgubne. Dziś dopiero to widzę, kiedy stąpam twardo po ziemi, radzę sobie bez pomocy terapeutów. Może trzeba mówić o swoich oczekiwaniach terapeucie? albo szukać innego jeśli jest taka możliwość. Dobry terapeuta to skarb.

                      „Iść w stronę słońca”
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 203

                        Poczytaj Lęk przed bliskością”. Tam znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 203)