Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 191 do 200 (z 203)
  • Autor
    Wpisy
  • „Iść w stronę słońca”
    Uczestnik
      Liczba postów: 203
      w odpowiedzi na: 40-letnia DDA #287481

      Witaj Oliwio75: skrzywdzili, ale chociaż, żeby chcieli wysłuchać, tak jak na przykładzie Twojej siostry, gdyby chciano z nią porozmawiać, w środku zapewne jest to świetna dziewczyna….gdyby chciano…czasem nie potrzeba tak wiele jakby się zdawać mogło – dla dziecka, ale okazuje się, że dla rodzica to jest – za wiele. Najlepiej zostawić, zamieść pod dywan i jeszcze uklepać, żeby nie wyszło, broń Boże…

      Ja też popełniam masę błędów jako rodzic, ale staram się, analizować, naprawiać, przeprosić…wydaje mi się,że gdyby mój syn kiedyś poprosił mnie o wspólną terapię, bez wahania bym poszła, aby tylko jemu w życiu było łatwiej, żeby czuł życie i czerpał garściami.

      Często staram się chwalić go przy kimś, żeby on słyszał…a wtedy mi mówi: „mamo przestań mnie chwalić, bo mnie to denerwuje”.

      Czasem drę się jak mój ojciec, zamiast mówić cierpliwie i potem mam wyrzuty…, ale chyba w tym wszystkim ważna jest  świadomość popełniania błędów, bo można je naprawiać, a nie powtarzać dziecku: „zostaw to co było, to nieistotne”.

      To „nieistotne” wlecze się za nami jak kula u nogi.

      „Iść w stronę słońca”
      Uczestnik
        Liczba postów: 203
        w odpowiedzi na: Życie z rodzicami #287217

        Witam, z mojego doświadczenia wiem, ze mieszkanie pod jednym dachem z rodzicami, gdzie tak jak wspomniano istnieje zamiana ról, a nie pomoc normalna, mimo wewnętrznego budowania siebie nie przynosi dla mnie dobrych efektów. Mój były partner pochodził z rodziny dysfunkcyjnej, ja z kolei DDA,  mieszkaliśmy obok jego rodziny. Kiedy poszłam na terapię, zaczęłam iść w górę, rozwijać się emocjonalnie, zaczęło nas jeszcze bardziej większość spraw poróżniać. Partner nie chciał ze mną terapii i w pewnym momencie zostałam sama. Co z tego, że się rozwijałam, kiedy wracałam do domu i miałam stosować to czego się nauczyłam przeciwko całej tej dysfunkcji? Emocjonalnie zmęczona…poddałam się.

        Potem mieszkałam trochę z mamą, współuzależnioną, tata był alkoholikiem, nie żyje. Po śmierci taty nieleczone współuzależnienie mamy nadal zostało. Mieszkając z mamą mogłam odłożyć pieniądze, pomagała mi przy synu, ale wracało dzieciństwo…mieszkanie w domu, w którym było różnie. Wzięłam kredyt, kupiłam swoje. Początki były ciężkie,ale czułam się silna,  każdym dniem moje myślenie było bardziej pozytywne. Mniej mam pieniędzy, ale warto było…

        czasem kiedy bywam dłużej u mamy i widzę po sobie, że coś dzieje się z moim myśleniem,mówię „papa” i jadę do siebie. Nie tłumaczę. Bo to walka z wiatrakami. Jestem dorosłą kobietą, a mama dalej widzi we mnie dziecko, które jak coś mu się powie to ma wierzyć. Niestety po terapiach zasłony spadają z oczu. Jak próbuję rozmawiać, mama wpędza mnie w poczucie winy, że ciągle mam pretensje, a ja chcę tylko porozmawiać, Ale przecież u nas się nigdy nie rozmawiało, albo milczało albo darło, to co ja teraz chcę…?

        Zamiatam więc dalej sprawy pod dywan i jadę do siebie. Mam wyrzuty sumienia, że nie potrafię powiedzieć wprost, poprosić by usiadła i mnie tylko słuchała. Tłumaczę sobie, że jest starsza, po co odgrzebywać stare rany? i tak dużo wycierpiała.

        Wiem, że cała rodzina musi się leczyć, taty już nie ma kilka lat, a my dalej „grzebiemy się” we współuzależnieniu.

         

         

        „Iść w stronę słońca”
        Uczestnik
          Liczba postów: 203

          Hej, hej! ja też jestem DDA szczęśliwa.

           

          Zajęło mi to parę lat…ale mówią, że ile lat włazisz w dół, tyle musisz z niego wyłazić. Więc wyłaziłam…powoli, z przerwami…pamiętam, jak miałam założyć zeszyt i codziennie pisać: „jestem z siebie zadowolona bo….”…i nie byłam z niczego. Dopiero jak zaczęłam pracować z emocjami i je odczuwać, coś drgnęło. Każdego dnia było coraz więcej tego zadowolenia…

          Dziwne odkrycie: kiedyś gdy nie czułam strachu, nie umiałam płakać, (bo jako dziecko wyparłam te emocje), wydawało mi się, że jestem silna, porządek w domu i ten sztuczny śmiech, a dziś odczuwam lęk, śmieję się spontanicznie, czasem bywam słaba, naczynia w zlewie, ale czuję się szczęśliwa, kiedy tak kawa unosi się parą, a ja siedzę w szlafroku i „jestem z siebie zadowolona, bo zrobiłam pyszną kawę”   🙂

          „Iść w stronę słońca”
          Uczestnik
            Liczba postów: 203

            Oby to nie była prawda.

            Mój ojciec nie szanował kobiet, czasem mi powtarzał, że wolałby mieć pięciu synów, zamiast mnie jednej córki. Delektowałam się każdą jego pochwałą, było ich kilka więc pamiętam do dziś. Paradoksalnie, wyjechałam z domu, „uciekłam”, od ojca, by znaleźć jego kopię.

            Jak można było takim ślepcem tyle lat? z czego ja zostałam obdarta? ze złudzeń. Zobaczyłam swoją naiwność, wiarę w miłość, która nie była miłością…podświadomie czułam, że jest coś nie tak…dopiero terapia „zdarła” ze mnie klapki, które usilnie trzymałam na oczach. Zmieni się…będę jego księżniczką, którą nie byłam dla ojca…napluł w moje pantofelki, zabrał „zabawki”, na które pracowaliśmy razem i rzekł: „jesteś popier…księżniczka”. Zostałam z  wewnętrznym strachem, z poczuciem malutkiego człowieczka, gdy go widzę, czy słyszę?  osiągnęłam tyle sukcesów, a jestem sama od kilku lat, tu nie umiem osiągać sukcesów: lęk przed bliskością, przed maskami…

            bezpiecznie mi za moim murkiem, który sobie zbudowałam, czasem wychylam głowę , na chwilę,ale wracam, tu mi bezpiecznie…

            a on? znalazł, drugą naiwną księżniczkę, co wierzy w bajki i w księcia na białym koniu.

             

            p.s. Wewnętrzne pokaleczenie nigdy nie mija…! pheroniqe

            „Iść w stronę słońca”
            Uczestnik
              Liczba postów: 203
              w odpowiedzi na: On i jego rodzina #286072

              Witaj, jak czytam Twoje wiadomości, nasuwa się obraz kobiety, która walczy o swoje miejsce przy mężczyźnie z którym chce być, który siedzi gdzieś ukryty w cieniu, a na pierwszym miejscu jego rodzina martwiąca się na zapas…najgorsze, że nie widzą u siebie problemu i tego nie naprawiają. Zamęczysz się ciągłym myśleniem, czy jestem ważna? Ty masz być ważna. Teraz. Nikt nie wie jaka będzie przyszłość, a co jeśli on zachoruje?

              Pytanie jego siostry przekracza granice…mówią, poznaj przed ślubem rodzinę swojego wybranka, bo jeśli mieszkają blisko z nimi też wiążesz się w pewnym stopniu, potem mogą się martwić o Wasze dzieci, jak je wychowujesz…itp., itd. Tak mniej więcej będzie wyglądało Wasze życie jak jest teraz…i ile partner nie będzie chciał zmian.

              Co będzie dalej…mnóstwo energii poświęcasz na mówienie o jego rodzinie, o tym jak Ciebie ranią, co mówią i robią…gdzie w tym wszystkim jesteś Ty? mądra kobieta, która chce założyć rodzinę, która ma prawo…Napisałaś, że nie czujesz się warta jego miłości, a w którym miejscu tu widać tę miłość…? bo to nie tylko bycie przy kimś.

              Miłość to przede wszystkim wyciąganie ręki i ciągnięcie do góry, do wzrostu, do rozwoju. Odpowiedzialność za drugą osobę w chwili zdrowia i choroby.

              Czy czujesz, że przy nim wzrastasz, idziesz do przodu, chce Ci się zmian, uśmiechu, czujesz spokój, wsparcie? pamiętaj, że będą dzieci, za które będzie trzeba wziąć odpowiedzialność, tu pomoc drugiej osoby i wsparcie będzie potrzebne…czy będziesz w stanie przestać przejmować się”gadaniem”  i postępowaniem jego rodziny?

               

               

              „Iść w stronę słońca”
              Uczestnik
                Liczba postów: 203

                witaj, oney26, ja jestem z Trzebiatowa

                „Iść w stronę słońca”
                Uczestnik
                  Liczba postów: 203

                  Witam, ja jestem z zachodniopomorskiego….

                  „Iść w stronę słońca”
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 203

                    Witam serdecznie, Blenka to pewnie jest tak jak napisałaś, ze automatycznie przenosimy na Nasze dzieci zachowania Naszych rodziców, mimo, iż je negujemy, bo nie są właściwe. Mój tata nie miał cierpliwości do mojego brata, krzyczał gdy czegoś nie rozumiał w nauce, pamiętam to do dziś. To słownictwo. Ostatnio zobaczyłam, że zachowuję się podobnie do mojego syna. Miało być inaczej…potem mam żal do siebie, że nie miałam cierpliwości, byłam dobrą uczennicą i od niego wymagam tego samego, choć to zupełnie inne dziecko. Najważniejsze, że mamy świadomość Naszych negatywnych zachowań i chcemy to zmieniać. Uważam, że to dużo.

                    „Iść w stronę słońca”
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 203
                      w odpowiedzi na: On i jego rodzina #286037

                      Nie przesadzasz! jeżeli to Ciebie męczy i nie akceptujesz pewnych zachowań to nie przesadzasz. Jeśli mama nie może przestać dopytywać i mówić o rzeczach o których Ty nie chcesz nadany moment mówić i jej o tym mówisz (co jest ważne), to przekracza Twoje granice.  Po prostu taka jest…Mądra matka daje synowi „odejść”, ułożyć sobie życie, pewnie ma też swoje nierozwiązane problemy, jak napisałaś problemy z teściową,,,szkoda tylko, że nie wyciągnie wniosków i nie postąpi inaczej.Być możenie potrafi? Twój partner twierdzi, że nie znasz dobrze jego mamy. To co będzie jak ją bardziej poznasz, skoro już na tym etapie masz wątpliwości? skoro już nie szanuje Twoich granic? Nie miałaś takiej rodziny, ale miałaś inną rodzinę. To nie jest wytłumaczenie…teraz macie tworzyć własną rodzinę. Z Waszymi poglądami.

                      Ja z moim bratem byłam bardzo zżyta, pomagaliśmy sobie dużo i  ciężko mi było kiedy miał już żonę, zrozumieć, że na mnie pora już…ale to mój brat mi to uświadomił… czasem nie widzimy pewnych spraw,które dla innych są istotne, ale jeśli ktoś nam informuje, że coś mu się nie podoba należy uszanować jego zdanie. Ja wiem, że w weekendy się ich nie nachodzi, bo to jedyny czas kiedy mają dla siebie. Moja mama nie jeździ jeśli nie jest zapraszana, czasem mam odmienne zdanie co do wychowania dzieci, ale się nie odzywam i nie udzielam porad, jeśli mnie o to nie prosi. Mój brat dorósł, niestety taka jest kolej rzeczy. I dzięki temu mam dobre relacje z bratową. I mam przecież swoje życie.

                      „Pozwólmy ludziom żyć według ich własnego uznania”. Lubię to motto.

                      Jeśli Twój partner dostrzeże problem, czego Ci życzę, „stworzycie życie według własnego uznania”. Nie daj sobie wmówić, że nie ma problemu. Powinnaś cieszyć się z relacji ze swoim partnerem, a nie zaprzątać sobie głowę niedoszłą teściową. Chora nie jest…męża ma…i jakby ją odwiedził 2 razy w miesiącu, nic by się nie stało. Rozmawiaj,rozmawiaj i obserwuj na ile on chce zmian i na ile liczy się z Twoim zdaniem. Pewnie, że nie chce zranić mamy i Ciebie, ale odpowiedzialny mężczyzna, który ma mieć rodzinę powinien dorosnąć. Macie jeszcze całe życie przed sobą, a dzieci, które pragniesz mieć potrzebują mamy spokojnej i ojca, który pokaże dzieciom, że jego żona, a ich mama jest ważna.

                      „Iść w stronę słońca”
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 203
                        w odpowiedzi na: 40-letnia DDA #286036

                        Witam, mam 39 lat, około 8 lat temu minęło od terapii DDa, terapii dla współuzależnionych, maraton stresu, złości, poczucia wartości, kursy rozwoju kobiecości…i tony literatury,

                        słowem szukania przez kilka lat i naprawiania tego, czego nie dali mi rodzice. Tata był alkoholikiem, do tego też DDA.  Mama współuzależniona do dzisiaj. Do Oliwi75: moje relacje z mamą też są na pozór poprawne, niestety próba rozmów głębszych, istotnych dla mnie, nie jest poruszana, bo mama udaje, że już teraz po śmierci ojca jest w porządku, albo nie widzi. Jest dalej współuzależniona,więc dla niej świat jest taki sam, ja po terapii, już do przodu widzę inaczej. Jestem dorosłą osobą, a jestem traktowana jak małe dziecko, wykręty, manipulacje i mama myśli, że ja i mój brat tego nie widzimy. Tak jakbyśmy nadal byli małymi dziećmi, którym można wszystko wmówić. Dałam sobie spokój, odwiedzam ją często, pomagamy sobie i utrzymujemy takie relacje, na  ile widzę, jak mogę…zawsze byłam nadmiernie odpowiedzialna, „Bohater rodzinny”, umiałam się wczuwać w nastroje innych…więc nie ma teraz problemu. Głową muru nie przebiję. Skupiam się bardziej na sobie…na moim synu…gdyż niestety powielam zachowania mojego ojca, które negowałam. Jestem tego świadoma…ale ciągle się uczę bycia dobrym rodzicem, bo kto mnie miał tego nauczyć? partnera znalazłam sobie, paradoksalnie, na wzór i podobieństwo mojego ojca, bo jak potem się dowiedziałam doskonale umiałam funkcjonować w takim układzie w jakim funkcjonowałam w dzieciństwie. Po terapii, kiedy docierasz do swoich emocji, są warsztaty….otwiera się przed Tobą zupełnie inny świat, którego nie znasz i trzeba uczyć się go od nowa…trwa do latami…ciągle coś nowego. Pamiętam jak nauczyłam się śmiać spontanicznie, to szczęka mnie bolała. Pamiętam jak wypisywałam każdego dnia z czego byłam zadowolona i nie potrafiłam przypomnieć sobie dwóch rzeczy z których można być zadowolonym, a potem było coraz więcej i więcej tego. Pamiętam jak uczyłam się po trochę rozmów z ludźmi, mówienia swojego zdania. Na początku było nieswojo, potem coraz lepiej,a potem weszło to w nawyk, że już nawet nie zwracałam uwagi. Nic nie jest dane raz na zawsze…myślę, że praca nad sobą jest już do końca życia…jestem otwartą,uśmiechniętą, komunikatywną osobą, zaradną, cieszącą się drobiazgami życia, wybaczyłam tacie…Idę do przodu, ale ciągle pracuję nad sobą, może już nie w takim dużym stopniu, ale kiedy dopadają mnie lęki, „walczę” z nimi, bo mam kilka broni na nie :), wiem, że to minie, pójdą sobie…gdy dopada mnie żal nad utraconym dzieciństwem, zaraz nadchodzą inne myśli, te pozytywne…wiem, że zdrowy człowiek ma przeżywać emocje pozytywne i negatywne. DDA to w większości zaradni, ciepli ludzie, empatyczni, odpowiedzialni…najważniejsze, że spoglądam do lustra i widzę fajną kobietę, wzrok mam wzbity ku niebu, tam spoglądam…”słońce świeci dziś dla mnie”. Tak jak rozbity dzban, choć dobrze sklejony nigdy już nie będzie taki sam, jak w chwili powstania, tak My DDA możemy odzyskać skrzydła, które podcięto Nam w dzieciństwie. Jeśli tylko tego bardzo będziemy chcieć. Warto, bo przecież chodzi o Nasze życie!

                         

                        pozdrawiam ciepło

                        Edyta

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 191 do 200 (z 203)