Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
w odpowiedzi na: Jak spędzacie czas wolny #485084
Wow, jakie fajne pytanie☺️
Czas wolny to koszmar dla dda😃 nie ma ram jakie daje praca… Jeśli chcesz się z kimś zobaczyć to jest to męczące i potencjalnie narażające na odrzucenie, niedogadanie etc. No i jeśli masz dzieci to już masakra – trzeba się nimi zajmować a jak to robic dobrze skoro nikt nie nauczył niczego poza zaniedbaniem lub nadmierną kontrolą a Twoje własne wewnętrzne dziecko wyje niezaspokoje kiedy zajmujesz się jakimś innym (czyli własnym rodzonym😅). Niezdolność do prawdziwego relaksu – czas wolny to doskonały moment kiedy wszechobecne napięcie daje znać o sobie. No więc zawsze można iść w impulsywne (imprezy, adrenalina etc.) lub nadmiernie kontrolujace metody spędzania wolnego czasu (kompulsywne kursy, aktywność fizyczna taka do zajechania się a potem rzucenia do zera etc.). Tak to w skrócie rysowało się przed terapią 😃
Nadal trudno mi bez widma przeszłości robić coś dla siebie i czuć się luźno. Ale raz w tygodniu rysuje sobie (kurs udemy), często czytam, czasem oglądam coś ambitnego lub nie (2 razy w tygodniu). Działka, bieganie, spacery – nie tak bardzo regularnie. I nadal trudno mi się pozbyć takiego mechanizmu: czas wolny jeśli się uda wyluzować lub osiągnac sukces to euforia, potem powrót do szarej rzeczywistości- spadek. Trudno mi osiągnąć takie zen, że w obu tych stanach jestem po prostu tu i teraz i cieszę się momentem. Bardziej obowiązuje system napięcie-ulga. Ciekawe jak to u innych wygląda.
w odpowiedzi na: Przyjaciółka do przytulania #484911A mi z kolei bardzo się spodobała Twoja otwartość i takie wprost wyrażenie potrzeb. Nigdy nie wiadomo, co się pootwiera, każde spotkanie z drugim człowiekiem to niewiadoma i przygoda. Na ten moment jesteś gotowy na przytulanie bez zobowiązań – wykazujesz gotowość, by to uzyskać – dajesz jasne ramy, jak to ma wyglądać i jesteś gotów zainwestować swój czas i zaangażowanie. Dla mnie mnie – odważne i fajne postawienie sprawy. Powodzenia!
w odpowiedzi na: Wszechobecne poczucie odrzucenia #484899Cześć, Oliwia,
wiem, że chciałaś zamknąć wątek, może jednak jeszcze zajrzysz. Przeczytałam właśnie znaczną część tego, co napisałaś, i empatia odpaliła mi głęboko w duszy (i w brzuchu, aż mnie skręcało lekko – tak mi rezonowało Twoje doświadczenie, jak jasno i konkretnie wyrażone BTW!).
W punktach może napiszę, co mi się zgodziło i co wyniosłam ze swojego procesu zmiany (terapia, książki, eksperymentowanie z relacjami).
- Nie mam borderline`a, ale mam „poprzesuwane suwaki” w tę stronę, jak rzekł mój t, więc tytuł wątku jest mi bliski, podobnie jak świat pustki i samotności, który opisujesz (tak, też mam męża i dzieci – o ileż łatwiej byłoby z kotami:D, jak często ostatnio myślę). Borderline to brzmi jak wyrok – ale to jedynie zespół utrwalonych cech, mechanizmów obronnych – jeden zdiagnozuje już przy pewnym utrwaleniu, kto inny zobaczy człowieka i powie „proszę się nie wsadzać w szufladki, tylko dbać o siebie i się nie oceniać” (jak mój specjalista).
2. Z tego, co wiem, to zaburzenie wiąże się z traumą. Głęboką, tnącą jak sztylet, traumą wczesnodziecięcą. Stąd moje pytanie: czy te terapie (opis grupowej brzmi jak jakaś paskudna retraumatyzacja!), które przeszłaś, są dobrze dobrane? Czy Twój t specjalizuje się w traumie, uzależnieniu, EMDR itd.? Bo niestety, w tym zawodzie często łatwo o pomyłkę. Ja uważam, że mam duże szczęście trafić na kompetentną i profesjonalną pomoc, w nurcie psychodynamicznym (praca z przeniesieniem, potwornie bolesna, ale i bardzo efektywna).
3. Najważniejsza rzecz: dziecko. Wewnętrzne dziecko. Jeśli denerwuje Cię nomenklatura: część dziecięca. Już piszę, o co mi chodzi:
Czy moje zaburzenie (które w końcu uznałam swoje borderline, przyjęłam tą diagnozę) jest naprawdę takie zawinione? Czy jestem tak bardzo sama sobie winna? Czuję, że nie jestem w stanie naprawić już tego stanu rzeczy. Po prostu emocjonalnie, społecznie jestem wadliwa.
Ewidentnie słyszę tu, rezonujące z moim, poczucie winy, poczucie bezwartościowości, ból nie do wytrzymania. To, czego się nauczyłam w terapii, to dbać o tę dziewczynkę we mnie. Słuchać jej uważnie. Odróżniać mój własny głos od głosu chóru oprawców w mojej głowie. Gdy przeczytałam o tym, że także byłaś ostatnim, zaniedbanym dzieckiem, karanym za płacz… O, matko, dokładnie mój los. Plus nieciekawe uwikłanie w relację z ojcem, rodzaj emocjonalnego incestu, przy ciągłym obwinianiu przez matkę i siostrę, że w ogóle podchodzę do ojca-alkoholika, który był w domu wyklęty. Stąd też może mocne poczucie bliskości doświadczeń.
To, czego się nauczyłam – to moim obowiązkiem jest o tę dziewczynkę zadbać. I nie dokładać jej więcej. Odróżnić chór oprawców i wszyte przez nich przekonania (jesteś wszystkiemu winna; jesteś warta cokolwiek, tylko jeśli jesteś produktywna; jesteś wadliwa i ktokolwiek zobaczy co masz w środku – ucieknie etc., etc.). Udało mi się, mimo ogromnego bólu, odnowić relację z samą sobą. Na opiekuńczą. Oczywiście są wzloty i upadki, ale moje jakieś tam sukcesy w relacjach z innymi za tym poszły (choć przy eksperymentowaniu, traceniu, ryzykowaniu, poczuciu bycia ocenianą i odrzucaną, przez starych znajomych, przez nowych – wyłam). Choć nadal oczywiście często postrzegam się jako samotną jak palec i mam myśli samobójcze (ale wiem, że to flashback emocjonalny z dzieciństwa – i czekam znowu, aż będę w stanie znów zobaczyć świat w szarościach, a nie w czerni i w bieli). Ale jest to część mnie, którą ogarniam teraz z poziomu świadomego Ja, widząc mechanizmy i potrafiąc się przy pewnej pracy i daniu sobie czasu – od nich uniezależnić.
w odpowiedzi na: Ciągnący się za mną alkohol #484800Cześć, AaMaska
Spoko, że się odezwałeś – spodobało mi się też takie pełne akceptacji podejście „przyjmę każdą opinię”👍 Fajne. Aż chce się pisać.</p>
Nasunęło mi się jedno – kontrola. Odnalazłam siebie w sprzed terapii w opisywanej przez Ciebie sytuacji: dopóki nie schudnę 7 kg, zero niczego… Miałam tak długo, surowa dla siebie autokontrola (basen, dieta, bieganie… Aż do puszczenia w stronę obżarstwa znowu i zarzucenia całkiem zdrowych aktywności). Też lubię wypić w towarzystwie jako sposób spuszczania napięcia, też nie robię tego codziennie.Czy jesteś blisko uzależnienia? Tylko Ty sam (z pomocą najlepiej kogoś kto ogarnia temat i widzi Cię z zewnątrz) możesz sobie odpowiedzieć. Równie ważne dla mnie jednak jest wychwycenie dość okrutnego podejścia do siebie. Żelaznej autokontroli. Dlatego potem uciekasz w całkowite puszczenie – jak przy kumplach i wódce szklankami. Bo trudno o łagodność dla siebie więc skaczesz w ekstrema. Przynajmniej u mnie tak było – kompulsywne jedzenie załatwiało regulacje emocji. I czasem wspólne picie też. Moim zdaniem naprawdę warto się temu przyjrzeć w terapii – wyjdziesz zaopiekowany i szczęśliwszy, łagodniejszy dla siebie (taka autokontrolą przeciążasz swojego krytyka wewnętrznego, który zamiast Cię chronić, niszczy w rezultacie). I może się okazać że problem potencjalnego uzależnienia sam się rozwiąże. Powodzenia!
w odpowiedzi na: Mój chłopak z dda ? #484646Kasia Nosowska kiedyś powiedziała, że to nie ofiary przemocy się powinny wstydzić, tylko druga strona (na pytanie, czy się nie wstydzi mówić, że stosowano wobec niej przemoc w związku). Wstyd jest czymś naturalnym, gdy nasza słabość czy niedoskonałość może zostać „ujawniona” – wydaje nam się, że pęka nas wizerunek itd. Moim zdaniem wyjście do rodziców (możesz zawsze im powiedzieć tylko tyle, na ile jesteś gotowa) będzie bardzo odważnym rozwiązaniem i jedynym rozsądnym. To duża umiejętność potrafić zwrócić się o pomoc. Poza tym, dasz sobie czas, by rzecz przemyśleć z dala od źródła tej burzy uczuć – może warto, choć trzeba to opłacić odważnym wyjściem.
Mi po terapii osobiście pomaga w takich chwilach (kiedy muszę się obronić przed czyjąś agresją) spojrzenie z punktu widzenia mojego wewnętrznego dziecka. Czy pozwoliłabym w taki sposób krzywdzić dziecko? Swoje dziecko? Na pewno nie. Czyli czemu pozwalam robić to sobie? I przerywam taki krąg. Tak jak umiem na daną chwilę. Wychodzę. Pewnie, że to jest piekielnie trudne niekiedy, bo czujesz, jakby czekały Cię pustka i samotność. Ale zawsze warto.
A jak z rodzicami? Możesz się tam po prostu zatrzymać? Gorąco trzymam kciuki za Ciebie, Załamana.
w odpowiedzi na: Mój chłopak z dda ? #484642NIE MA sposobu, by dotrzeć do osoby w amoku. Wpada w amok, bo taką ma dynamikę – i Ciebie pod ręką. Dopóki nie przerwiesz tego kręgu, wychodząc z niego, będzie to tak trwało.
w odpowiedzi na: Mój chłopak z dda ? #484641Załamana, dobrze, że się tu pojawiłaś i się otworzyłaś. To wymaga dużej odwagi.
W tej chwili najważniejsze jest Twoje bezpieczeństwo. Dopiero później będzie można myśleć o pomocy komukolwiek. Czy masz gdzie się zatrzymać? Masz takie miejsce, gdzie możesz się udać? Dystans pomógłby Ci także trzeźwo ocenić sytuację.
Telefon na Niebieską Linię to także dobre rozwiązanie „na już”.
Tego, że umiesz bez niego żyć i dlaczego sądzisz inaczej, dowiesz się na terapii. Jak również tego, dlaczego zgadzasz się na to, by „ukochana” osoba stosowała wobec Ciebie przemoc. Dowiesz się też, że zgadzając się na taki układ, swoją uległością nie pomagasz mu bynajmniej, a wspierasz jego agresywną postawę.
w odpowiedzi na: Lęk przed bliskością a orientacja #484605Hej, Melinda, fajnie, że miałaś odwagę się tu otworzyć:) To jest duża rzecz!
Nie napiszę pewnie nic nowego, ale podzielę się tym, co mi zarezonowało z Twoim wpisem. Też moim zdaniem czeka Cię terapia, jeśli chcesz zmiany swojej sytuacji w relacjach – bez tego chyba nie ma szans. Podzielę się swoim doświadczeniem – nic dziwnego, że czujesz się zdezorientowana w kwestii orientacji czy pociągu do kobiet. Ale nie na tyle, żeby faktycznie w tym kierunku działać. Mnóstwo osób z trudnych domów tak ma, tym bardziej, jeśli doznało się jakiś traum seksualnych wcześnie (niekoniecznie w domu, ale np. w czasach nastoletnich – wychodzisz z domu, gdzie nie uczą Cię granic, tylko spełniania oczekiwań i wsłuchiwania się w potrzeby drugiej osoby – i już nieszczęście gotowe; nawet możesz nie wiedzieć, że jakaś relacja była naruszeniem – tak było w moim wypadku, gdy wydawało mi się normalne, że po prostu weszłam w związek jako bardzo młoda nastolatka z dorosłym mężczyzną – ponieważ wszyscy w towarzystwie to akceptowali, a gość był miły i byłam zakochana, więc nie przyszło mi do głowy, że coś jest nie OK; Twoje wspomnienie o krótkich relacjach damsko-męskich tak mi zamajaczyło, że może nie w każdej z nich byłaś ze względu na swój dobrostan). Ale to nie znaczy, że „po prostu jesteś lesbijką” i włącza Ci się to w relacji – raczej jest to pewne spektrum, rodzaj otwartości, która często wynika z niezaleczonych ran. Jest to część większego problemu, nie samej zero-jedynkowej orientacji.
Druga rzecz – stalkowanie profilu chłopaka, zainteresowanie zimnymi facetami z problemami, lęk przed bliskością. To wszystko (wierzę w to mocno!) jest do przepracowania z właściwym terapeutą (najlepiej taki, który zajmuje się traumą, uzależnieniami itd.). Moim zdaniem być może po prostu przenosisz – czyli w relacjach szukasz jakby „ojca”, ale takiego, który tym razem nie odejdzie i z którym będziesz mogła „naprawić” to co było w domu (czyli mieć relację). Stąd radar na niewłaściwych facetów. Taka podświadoma nadzieja, że „tym razem się uda” go naprawić itd. A stalking wskazuje być może na tęsknotę właśnie taką przeniesieniową – czyli podświadomie liczysz, że pewne potrzeby niezaspokojone w dzieciństwie tu wreszcie zostaną zaspokojone. Oczywiście nie zdarzy się to w samej relacji damsko-męskiej, ale możesz nauczyć się je zaspokajać w relacji z samą sobą podczas terapii. Najpierw trzeba jednak sobie te potrzeby uświadomić i zobaczyć je pod mechanizmami obronnymi. To jest długi i trudny proces, ale warto. W dodatku bardzo wcześnie się tu zwróciłaś – to niesie ogromną nadzieję. Potem można już zacząć budować prawdziwe bliskie relacje w związku, ale bez etapu uświadomienia sobie pewnych rzeczy – jest to trudne.
PS. Niepotrzebnie piszę „(Ty) liczysz”, bardziej chodziło mi o komunikat od siebie; sprawdź sobie po prostu, czy coś Ci z tym, co tu napisałam, Twojego zagrało;)
w odpowiedzi na: Po terapii mówi językiem terapeuty. #484261Witaj, Lift! Ciekawe, co tu piszesz, Twoje obserwacje wydają się być bardzo przemyślane, są też dobrze wyartykułowane. Ponieważ sama jestem w terapii i bywam (czy może raczej bywałam) bardzo defensywna a propos procesu i tego co mi on daje, Twój wpis ze mną zarezonował.
Po pierwsze – czy Ty też jesteś w terapii? Albo byłeś? Bo być może Twoje odczucia wynikają z tego, że Twoja partnerka odbywa drogę, na której Ciebie nie ma. Często też osoby DDA w terapii odkrywają, że ich granice były bardzo naruszane nawet w najbliższych relacjach (takich jak romantyczna) i to nie ze złej woli drugiej osoby, tylko naszego własnego „podkładania się”. W terapii się zaczyna widzieć i stawia się granice, często po raz pierwszy. Mój mąż np. też uważał, że stawiam granice za ostro i że on się czuje tym naruszony. Stopniowo nauczyliśmy się rozmawiać naprawdę otwarcie i spokojnie nawet na trudne tematy (mimo że naprawdę było co przegadywać) i teraz wydaje mi się to bardziej w równowadze. Ale on też jest w terapii. I to wiele zmienia.
Przyszło mi do głowy, że to wrażenie odzywania się obcej osoby może mieć dwojakie podłoże. Po pierwsze, ona Ci stawia granice po raz pierwszy, w tematach, których tego nie robiła do tej pory – może więc wydaje się to być takie mechaniczne, sztuczne, odpychające. Daję Ci słowo, że to jest naprawdę trudna praca. Taka że trzeba całego siebie przebudować, żeby być w stanie w ogóle coś powiedzieć trudna. Ciekawa też jestem, jakiego typu dajesz feedback – czy mówisz jakie uczucia to w Tobie wzbudza, czy raczej atakujesz czy też jesteś defensywny. Mój mąż np. zmienił komunikację, ja też swoją zmiękczyłam (np. mówiąc, że jego odczucia są dla mnie ważne, ale nie umiem inaczej na ten moment pewnych rzeczy sformułować, ale będę mieć na przyszłość jego odczucia na uwadze). I działa.
Jest jeszcze druga rzecz. Kiedy dyskutujecie, po prostu Twojej partnerce mogą aktywować się inne części. Te obronne. One się muszą wyuczyć i stąd wrażenie mechaniczności. Nie wiem, czy jesteś zaznajomiony z teoriami IFS (internar family system, system wewnętrznej rodziny, czyli części, które mają różne funkcje, generalnie chcą nam pomóc, ale często bywają nadużywane, takim najbardziej oczywistym jest wewnętrzny krytyk) czy też tym, jak funkcjonuje psychika osoby typu DDA, czyli taka, która często była poddana mechanizmowi dysocjacji. Ja czasem mam tak, że dosłownie „przeskakuję” między częściami – zmienia mi się głos, mimika, postawa ciała, wszystko. Teraz już jestem tego bardziej świadoma, wykorzystuję to w pracy np. Zaczynam też je rozróżniać i słyszeć kiedy się aktywują, można wtedy lepiej nad tym panować (np. nie dawać się bullyingować krytykowi, poskromić chęć wygrania za wszelką cenę, uspokoić wewnętrzne dziecko itp.). Ponieważ Twoja partnerka mówi inną częścią (animusem, którego szkoli po prostu na terapii), stąd wrażenie „kogoś obcego” w pokoju.
Ciekawam, co o tym sądzisz:)
w odpowiedzi na: Krok VII DDA -sugestie #483877Swojego zdrowienia nie opieram na kontakcie z Bogiem (raczej rozstałam się z Nim na dotychczasowych warunkach, zobaczymy, co dalej). Ale w modlitwie o pogodę ducha (ang. serenity) jest coś uniwersalnego. Zagrało mi z jednym zdaniem Petera Walkera, autora Complex PTSD. From surviving to thriving (najlepsza książka o DDA, na jaką trafiłam w życiu; perfekcyjne uzupełnienie terapii na żywo; podejście głównie behawioralne, ale bardzo systemowe i sięgające głęboko, oparte o doświadczenia własnego zdrowienia i dziesiątek klientów). Autor napisał, że odetchnął naprawdę, kiedy to spokój, pogoda ducha (właśnie ang. serenity) stała się dla niego ważniejsza od euforii, którą ścigał wcześniej i która była dla niego celem. A która z kolei szybko przechodzi w swoje przeciwieństwo. To jedno z tych wskazań (orientację na spokój wewnętrzny niż na skokowe, fantastyczne, ekstatyczne doznania), którymi chciałabym się kierować. Choć dla mnie nie jest to w ogóle naturalne. Ale powoli dostrzegam w tym coraz większą wartość.
- Nie mam borderline`a, ale mam „poprzesuwane suwaki” w tę stronę, jak rzekł mój t, więc tytuł wątku jest mi bliski, podobnie jak świat pustki i samotności, który opisujesz (tak, też mam męża i dzieci – o ileż łatwiej byłoby z kotami:D, jak często ostatnio myślę). Borderline to brzmi jak wyrok – ale to jedynie zespół utrwalonych cech, mechanizmów obronnych – jeden zdiagnozuje już przy pewnym utrwaleniu, kto inny zobaczy człowieka i powie „proszę się nie wsadzać w szufladki, tylko dbać o siebie i się nie oceniać” (jak mój specjalista).
-
AutorWpisy