Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 580)
  • Autor
    Wpisy
  • truskawek
    Uczestnik
      Liczba postów: 581

      @Karolina87 Hej, ja bym się nie spodziewał po terapeucie, że przeniknie o co chodzi drugiej osobie, a już zwłaszcza zdalnie. Na swojej terapii nie zawsze czułem się rozumiany przez grupę czy terapeutów, ale nie zajmowałem się tym, bo to nie był mój cel, tylko żeby sobie poukładać i nauczyć się radzić sobie z różnymi emocjami, także z zaskoczeniem i poczuciem odrzucenia.

      Tak samo rozumiem też rolę twojej terapeutki – ona jest żeby słuchać co przeżywasz, pomagać ci się temu przyjrzeć i pokazać co możesz ze swoimi przeżyciami zrobić, a nie żeby cię uchronić przed innymi ludźmi.

      truskawek
      Uczestnik
        Liczba postów: 581

        I tylko tyle rozmawiacie? To mi zabrzmiało bardzo powierzchownie. Mnie tu brakuje rozmowy właśnie o waszych uczuciach i potrzebach. I niekoniecznie od razu czy nadal go kochasz, czy już nie, ale w ogóle czy terapia to jest okazja do poznawania się, czy tylko oczekuje żebyś ty się „naprawiła” i tyle.

        truskawek
        Uczestnik
          Liczba postów: 581

          Nie widzę sensu zadawania pytania czy to „rozsądne”, tylko czy tego chcesz. Na terapii nauczyłem się zajmować swoimi emocjami i potrzebami, a nie ustalaniem co się powinno, co jest rozsądne itp.

          A na dzień dobry pytanie jaki stosunek mąż ma do twojej terapii, rozmawiacie o tym w ogóle?

          truskawek
          Uczestnik
            Liczba postów: 581

            @czarnydym Zazdrość zazdrością, ale warto przy tym pamiętać jedno zdanie, które ich łączy: „na moich warunkach”. To nie tak, że po prostu mieli szczęście, tylko nauczyli się stawiać swoje granice i ich pilnować. Nie mamy wpływu na to co rodzice czy inne osoby zrobią, ale ta nauka to bardzo ważna rzecz i pomaga w lepszym życiu – z nimi czy bez nich.

            truskawek
            Uczestnik
              Liczba postów: 581

              Hej, rozumiem twój żal, że straciłaś czas. To jest trudne, żeby sobie przepracować te emocje, mnie w tym pomogła psychoterapia. Czasu oczywiście nie odzyskałem, bywa że ten żal wraca, ale pomogło mi, że mogłem gdzieś ten żal wylać i zdjąć z siebie poczucie odpowiedzialności, że tak się potoczyło. Rzadko już o tym myślę, a gdy sobie przypominam, to już mnie tak nie dotyka i mogę się zająć swoim bieżącym życiem. Mam nadzieję, że i tobie wyjdzie podobnie.

              Nie musisz ratować żadnych relacji za wszelką cenę. Ja też sobie kilka darowałem, także w rodzinie, jeśli czułem, że mi nie służą. Trochę zazdroszczę tym, którym się udało naprawić, ale wiem już, że w relacji ważne jest nie tylko moje staranie i druga osoba może mieć zupełnie inaczej. Jestem w stanie żyć z tą zazdrością i żalem, bo widzę o ile lepiej jest mi teraz, więc ten wybór wydaje mi się bezpieczny i dobry. Jako dorosły potrafię decydować i stanąć przy sobie nawet jeśli to nie od rodziców się tego nauczyłem.

              truskawek
              Uczestnik
                Liczba postów: 581

                @joanna.b.g Miło słyszeć i jest mi to bardzo bliskie co tu napisałaś. Nie widzę nic magicznego w byciu DDA/DDD, żeby nie dało się nauczyć innych zachowań, choć oczywiście to wymaga wysiłku, żeby nie tkwić w swoich przyzwyczajeniach. Powodzenia wam życzę!

                truskawek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 581
                  • jak długo trwała Twoja terapia?

                  Dwa lata.

                  • Tylko dlaczego to są tylko te negatywne emocje? Złość, lęk, smutek, wstyd.

                  A które uczucia ukrywałeś i dusiłeś, bo nie dostałeś na nie zgody? Różni ludzie mają różne rzeczy ocenzurowane – moja mama na przykład czułość, a ja – złość. To zależy od roli, jaką masz odgrywać.

                  • I nie sądziłem, że to się przełoży na całe moje życie – że nie będę w stanie pracować, że będę się bał z kimkolwiek pogadać, że ludzie coś do mnie mówią, a ja mam wrażenie że to leci obok.

                  Moja przyjaciółka mówiła, że w czasie terapii miała trudności z prowadzeniem samochodu, z tych wszystkich emocji było to chwilami niebezpieczne. Mnie to nie dziwi, przecież jesteś cały czas jednym człowiekiem, na terapii, w pracy, w domu, na wycieczce itp.

                  • Oferują mi wsparcie, a ja po chwili jakby o tym zapominam i znów wracam do pozycji lęku i tego że jestem sam – to jakby silniejsze ode mnie. Przeraża mnie to, że jakby wszedłem w terapię za głęboko? Że czuję, że już nie mogę tak dłużej funkcjonować jak wcześniej.

                  Gdyby bycie w roli ofiary nic nie dawało, to nikt by tego nie robił. To jest bezpieczne, bo znane, i w pewnym etapie mojego życia mnie naprawdę chroniło. Pozwoliło mi przetrwać i dorosnąć, doczekać czasów, aż mogę naprawdę o sobie decydować. Ale w dorosłym życiu to się dużo gorzej sprawdza, a nawet jak działa, to widzę dużo skutków ubocznych. Nauka ról w dzieciństwie to bardzo silne doświadczenie i pomyśl, przez ile lat to trwało – nie spodziewam się, że teraz w kilka miesięcy można to odkręcić albo tym bardziej unieważnić.

                  Z terapii wyniosłem przekonanie, że pierwsza myśl pewnie zawsze będzie taka jak nauczyłem się w domu rodzinnym i nie ma w tym nic dziwnego. Ważna jest jednak ta druga myśl, gdy zauważę co się ze mną dzieje. Mogę wtedy zrobić coś nowego, coś inaczej niż zwykle. I terapia pozwoliła mi poszerzyć ten czas na przyjrzenie się swoim emocjom – i to było chwilami naprawdę przerażające. Powoli się do tego przyzwyczaiłem i teraz więcej decyduję, a mniej jadę z automatu. Zaskoczyło mnie też coś, o czym nikt nie wspominał – że z czasem te nowe zachowania zaczynają mi się włączać też automatycznie, więc chwilami jest mi łatwiej nawet bez zatrzymywania. Nie polegam na tym, ale traktuję to jako miły bonus.

                  Właśnie tak odczuwam automatyzmy jak mówisz – że są silniejsze ode mnie. Dlatego ta chwila świadomości i ćwiczenie innych zachowań oddaje mi siłę, bo wtedy już nie jest wszystko automatycznie. Ale ten moment, kiedy się zatrzymuję, zwłaszcza z początku bywał bardzo trudny.

                  Terapia nie jest niczym magicznym i nie ma przymusu robienia wszystkiego inaczej. To ty decydujesz kiedy chcesz wejść głębiej, a kiedy wolisz trochę odetchnąć. Jak terapia trwa długo, to jest więcej miejsca na takie etapy.

                  Terapia nie zmieniła mnie w kogoś innego i nie usunęła moich doświadczeń ani zachowań z domu. Cały czas to mam, tylko częściej dbam o siebie, tak na co dzień, nawet bez żadnej wyraźnej przyczyny (a nie dopiero jak doszedłem do ściany albo coś złego się dzieje), i mam więcej sprawczości, czyli łatwiej mi wybierać niż kiedyś, bo więcej uwagi poświęcam swoim bieżącym emocjom. Nie zawsze wybieram nowe zachowania, czasem się na przykład wycofuję jak dawniej, tylko rzadziej dzieje się to poza moją świadomością – częściej uznaję, że po prostu obawiam się zaryzykować, i mniej potem sobie dowalam za takie decyzje.

                  W czasie terapii to wszystko się dopiero odkrywa i to jest wyczerpujące emocjonalnie. Ale to nie są jakieś nowe rzeczy, tylko raczej te zagrzebane, które i tak w sobie nosiłem, a tylko nie miałem do nich dostępu. Lęk był i o to, co mam teraz zrobić, ale i o to, że nic się nie zmieni i już na zawsze będę nieszczęśliwy. Więc starałem się coś zmieniać, ale czasem odpocząć, i dziś tego lęku mam o wiele mniej.

                  truskawek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 581

                    Cześć,

                    Jeśli idzie o moją perspektywę, to wydaje mi się, że pierwsze pół roku terapii to w ogóle z trudem się otwierałem na tyle, żeby coś uruchomić, następne pół zaczęło być coraz trudniej, bo zacząłem widzieć swoje mechanizmy prawie wszędzie i żadnej szybkiej metody pod ręką, żeby się jakoś „naprawić”, i dopiero przez drugi rok powoli zacząłem się przyzwyczajać do zajmowania się na bieżąco tymi mechanizmami zamiast próby ich eliminacji i w sumie przyzwyczaiłem się do tego, że po prostu są i że zawsze mogę się sobą zaopiekować niezależnie od tego ile mam tych mechanizmów. Z drugiej strony byłem coraz bardziej zwyczajnie zmęczony tym dłubaniem.

                    Nie wiem, czy to nie zbyt ogólnie, ale tak to mniej więcej odczuwałem, wcale nie miałem jasności i nadal jej nie mam. W każdym razie u mnie to był bardzo długi proces bez fajerwerków, a najwięcej efektów zacząłem widzieć dopiero po jej zakończeniu i do dziś je widzę.

                    • Czy są przypadki, którym nie można pomóc? Czasami się tak czuję, szczególnie jak terapeutka mi coś mówi że np. coś jest efektem mojej pracy, a ja w to nie wierzę

                    Mnie tu pomogło wyjaśnienie modelu działania rodziny dysfunkcyjnej. Jak zrozumiałem tę dynamikę, to łatwo mi było zaufać, że zostałem pracowicie wyuczony bezradności, więc nie dziwiło mnie, że sprawczość jest mi obca. A ponieważ to była grupa, to było mi o tyle łatwiej, że od razu wiedziałem ile trwa program i nie zajmowałem się jaki to etap, tylko traktowałem wszystko jako niezbędną część terapii, bo jakby było zbędne, to by trwało krócej. I to podejście mi się sprawdziło. Założyłem sobie, że na razie pracuję na bieżąco, a jak terapia się zakończy, to dopiero będę się zastanawiał na ile mi to pomogło i co dalej.

                    Zastanawiałem się też co ma być celem terapii i zrozumiałem, że nie ma czegoś takiego jak 100% braku problemów, bo każdy je ma, niezależnie od tego z jakiej rodziny pochodzi. To mnie uspokoiło, i uznałem, że najważniejsze to żebym nauczył się o siebie dbać kiedy jest mi źle, a reszta to tylko skutek uboczny. A im dłużej będę to powtarzał, tym lepiej będzie mi to wychodzić. Wydaje mi się ważne, żebyś sam sobie odpowiedział, co to w ogóle dla ciebie oznacza, że ci „pomogło”, im bardziej konkretnie, tym lepiej, a nie ogólniki w stylu „będę sobie radził”.

                    Życzę ci powodzenia!

                    truskawek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 581
                      w odpowiedzi na: Pytanie do wszystkich #485957

                      @1Zakopane2 A mnie ciekawi czemu pytasz? Czy to ma jakiś związek z twoimi przeżyciami albo bliskich osób?

                      To co Jakubek napisał w sumie do mnie przemawia, widzę w tym kilka przydatnych spostrzeżeń, tylko czuję trochę niepokoju czy w tym pytaniu nie chodzi o przykrycie realnych problemów analizami, czyli przekierowanie emocji do głowy.

                      truskawek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 581
                        w odpowiedzi na: Pytanie do wszystkich #485947

                        Heh, ciekawe pytanie, ale nie mam pojęcia. Jedni to widzą, inni nie, ale też nie wszyscy którzy to widzą idą na terapię (lub robią coś innego). nie wszyscy którzy zaczęli terapię ją kończą, i w ogóle – nie wszyscy którzy wyszli z dysfunkcyjnej rodziny mają ten syndrom. Nic odkrywczego pewnie, ale ja o tym myślę po prostu że ludzie są różni.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 580)