Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 301 do 310 (z 628)
  • Autor
    Wpisy
  • dda93
    Uczestnik
      Liczba postów: 628

      Kasiu, moim zdaniem takie sytuacje doskonale pokazują różnice pomiędzy sposobem myślenia DDA a nie-DDA.

      Stoisz w kolejce do kasy, a kasjerka Cię ignoruje, rozmawiając z ochroniarzem.

      Co myśli wtedy nie-DDA?:

      „Oj, chyba tu jakiś romans kwitnie😉”

      „Tej kasjerce brak podstaw szkolenia lub kultury”

      „Obsłuż mnie szybciej kobieto, bo się spieszę!”

      „Ta pani chyba ma dziś zły dzień” (może musiała zostawić chore dziecko w domu, albo nie miała dziś jeszcze przerwy lub właśnie się dowiedziała, że ma przyjść do roboty w niedzielę)

      „Jak ją zaraz opierdzielę, to się zajmie robotą”

      „Wpiszę im negatywną opinię w internecie”

      „Właściwie to nic mi się nie stanie jak tu postoję minutę dłużej. Jestem tylko małym trybikiem w maszynie Wszechświata 🙂”

      „Kota nie ma, myszy harcują – kierowniczka gdzieś wyszła, więc dziewczyny się wyluzowują”

      „W tym sklepie jest kiepska obsługa, następnym razem pójdę do konkurencji”

      Tymczasem DDA w tej samej sytuacji podciąga wszystko pod komunikat wpojony mu w dzieciństwie:

      „Nie jestem ważny. Ludzie mnie ignorują.”

      Wiem, że to bardzo trudne pokonać ten schemat i czasem też w to wpadam.

      dda93
      Uczestnik
        Liczba postów: 628
        w odpowiedzi na: Jestem niewidzialna #484343

        Ona887, moim zdaniem tym, co robisz niepotrzebnie, jest wrzucanie wszystkich ludzi i wszystkich sytuacji „do jednego worka”. Generalizujesz, pisząc, że świat jest w 100% zły i że wszyscy Cię nie szanują albo nienawidzą. Tymczasem rzeczywistość bywa dużo bardziej złożona, na przykład:

        Koleżanka (czy kierowniczka, obojętnie kto) policzyła kasę. Jej się zgadza. Ty masz wątpliwości. Ona ma prawo być pewna, że dobrze przeliczyła. Ty masz prawo się pomylić i sprawdzić jeszcze raz. Jej komunikat „Przelicz dobrze” trudno w tej sytuacji wziąć za agresywny. Po prostu takie „tarcia” między ludźmi się zdarzają, czasem wiele razy dziennie. I w zasadzie nic złego się nie dzieje.

        Ludzie w Twojej pracy pracują po 20 lat w jednym miejscu. Z tego łatwo robi się patologia. Są sfrustrowani, bo z jednej strony po 20 latach mają się za bóstwa, a z drugiej strony na rynku pracy są nikim – bo mają doświadczenie tylko z tej jednej firmy – z której nie mają jak uciec. To ich jednak nie upoważnia, by wyżywali swe frustracje na Tobie.

        Jednak czy cały świat jest taki, jak ludzie z Twojej firmy? Myślę, że nie.

        Inny przykład – piszesz na forum w trzech różnych miejscach ten sam tekst swojej kierowniczki o „wpuszczaniu zimna”. Może to powtarzanie się być męczące lub irytujące dla kogoś, kto czyta Cię z uwagą. Ale czy to wystarczający powód, żeby Cię nienawidzić, albo chociaż nie lubić? Myślę, że nie.

        Nikt nie jest doskonały i ludzie czasem się ze sobą ścierają. Grunt, żeby nie widzieć w tym tylko czerni i bieli – a żeby dostrzec różne odcienie szarości.

        Warto zauważyć moim zdaniem, że wśród ludzi są nie tylko źli (choć może takich najwięcej spotkałaś). Są też tacy, z którymi pogadasz o pogodzie, ale o uczuciach już nie. Tacy, z którymi można się dogadać w pracy, choć poza pracą już niekoniecznie. I tacy, którzy na wiele lat mogą być Twoimi przyjaciółmi.

         

        dda93
        Uczestnik
          Liczba postów: 628

          Ona887 napisała:

          Ostatnio kierowniczka gdy weszłam uraczyła mnie tekstem ” wiesz co źle zrobiłaś ” i za chwilę ” wpuściłas zimno”.

          Sytuacja aż się prosi o dodanie sobie w myślach „ale za to wypuściłam smród”😁

          W niektórych firmach ludzie niekompetentni, zakompleksieni i głodni poczucia własnej wartości właśnie tak się dowartościowują mieszając z błotem innych.

          Jeśli sama nie zmienisz pracy, to nikt tego za Ciebie nie zrobi.

          dda93
          Uczestnik
            Liczba postów: 628
            w odpowiedzi na: Jaki ojciec taki syn? #484313

            jiggans, tak jak patrzę na to, co odpisałeś rasputnikowi… Czy to może nie jest tak, że widzisz same złe cechy ojca (na pewno po części słusznie), a idealizujesz mamę? A potem przekładasz to na Twój związek – w którym występują „godzien potępienia” Ty i „nieskazitelna” partnerka?

            Jeśli ktoś Ci zarzuca „To przez Ciebie stałam się taka! Przedtem byłam inna!”, to brzmi to dla mnie bardzo podejrzanie.

            Nikt nie ma takiej władzy nad drugą osobą, żeby ją zmienić bez jej skłonności i woli. Dla przykładu – gdybyś próbował wyeliminować najgorszą z wad, jakie widzisz w swojej partnerce – czy udałoby Ci się to zrobić bez jej udziału? Nie sądzę.

            To mnie skłania, by myśleć, że rzeczywiście macie konflikt. I że Ty nie jesteś jedyną stroną tego konfliktu. W relacji odpowiedzialność zawsze rozkłada się na dwie osoby. Nawet jeśli jedna z nich np. nałogowo pije, albo ma stwierdzoną chorobę psychiczną, ta druga odpowiada za to, że zdecydowała się być właśnie z nią lub z nim.

            Co do terapii par, u mnie, niestety, dwie się nie powiodły. Za pierwszym razem zabrakło doświadczenia u terapeutek. Za drugim partnerka porzuciła terapię. Ale to nie znaczy, że wszystkim ma się nie udać 😉

             

             

             

             

            dda93
            Uczestnik
              Liczba postów: 628

              Pedziwiatr, skoro, jak piszesz, jesteś na 2. etapie, może to nie być sprzyjający moment na podejmowanie spokojnych decyzji o dalekosiężnych skutkach.

              Rozumiem, że bycie z partnerem, z którym niewiele nas łączy, jest torturą. Ciekawe jest wtedy udzielenie sobie odpowiedzi na pytanie „Co sprawiło, że postanowiliśmy być razem?”. Kiedy ja sobie na nie odpowiadam, naprawdę trudno mi zachować wobec siebie łagodność 😉

              Co do wychowywania syna wyłącznie przez matkę – na pewno jest ona w stanie zadbać o potrzeby bytowe dziecka, nie zastąpi jednak obecności rodzica tej samej płci. Piszę te słowa nie żeby promować męskość, ale jako syn, który wychowywał się praktycznie bez ojca. Widzę też, jak kiepsko czasem mój syn znosi moją nieobecność w domu po moim rozstaniu się z partnerką.

               

              dda93
              Uczestnik
                Liczba postów: 628
                w odpowiedzi na: Jaki ojciec taki syn? #484293

                jiggans, odpowiadając po kolei na Twoje pytania…

                Jeśli Wasz problem leży w relacji i komunikacji, warto pracować nad nim razem, ale można zacząć od spotkań indywidualnych (z tym samym terapeutą lub parą terapeutów, którzy poprowadzą Was potem dalej).

                Jeśli choć jedno z Was ma problem z DDA/DDD, traumą, wykorzystaniem itp. warto pracować nad tym indywidualnie.

                Tak samo ze złością, agresją pracować warto indywidualnie (choć partner/ka chcąc nie chcąc staje się częścią tej terapii). Może tu też pomóc terapia par.

                Najlepszą metodą na leczenie agresji jest leczenie jej przyczyn, a nie skutków. Przyczyny agresji mogą być psychiczne (np. rany z przeszłości, problemy z emocjami) lub fizyczne (nadciśnienie, cukrzyca, problemy hormonalne…).

                Często może być tak, że dwie osoby stosują różne formy agresji – np. mąż fizyczną, a żona psychiczną, albo jedna strona agresję czynną (np. bije, ubliża), a druga bierną (np. uparte przeciwstawianie się lub karanie milczeniem).

                Ze środków nie-farmakologicznych na każdego działa co innego – melisa, waleriana, medytacja, modlitwa, parę głębokich oddechów, szklanka wody, rozbicie talerza, płacz, wyjście na spacer…

                Środki farmakologiczne NIE ROZWIĄZUJĄ problemu, tylko go maskują. Uzależniają także, zwłaszcza przy długim stosowaniu (niezależnie od tego, co mówią ich producenci). Dlatego moim zdaniem bardziej warto iść na terapię.

                Jeśli chodzi o poczucie winy – to uczucie może Cię zalewać i sprawiać, że myślisz źle o sobie – wtedy zwykle przegapiasz sygnały ostrzegawcze (np. nadchodzący wybuch złości) i moment, kiedy możesz coś zmienić, spróbować inaczej (np. zamiast wrzasnąć na żonę podejdę i ją przytulę, zobaczymy co z tego wyniknie…).

                Dlatego lepiej jest sobie powiedzieć: Jestem OK, ale tym razem postąpiłem źle. Będę uważniejszy, gdy taka sytuacja znów się powtórzy.

                P.S. Czy nie zauważasz tu pewnego paradoksu? Im bardziej starasz się nie być taki, jak Twój ojciec, tym większe powoduje to w Tobie napięcie – i tym bardziej Ci to może nie wychodzić.

                Może po prostu wyluzuj i przyznaj: Nie jesteś nim. I nigdy nie będziesz. Jesteś tylko i wyłącznie sobą. I możesz stawać się lepszym sobą. To JEST możliwe 🙂

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez dda93.
                dda93
                Uczestnik
                  Liczba postów: 628
                  w odpowiedzi na: Jaki ojciec taki syn? #484286

                  Witaj, jiggans, zgodzę się z Jakubkiem, że świadomość istnienia problemu to połowa sukcesu. Ja bym Ci zaproponował podejście do sprawy na trzy różne sposoby:

                  Jeśli Twoja żona tak bardzo zmieniła się dla Ciebie może to oznaczać, że bardzo Cię kocha. Tym bardziej więc moglibyście sobie pomóc terapią indywidualną, terapią par, czy nauką radzenia sobie z gniewem (jeśli uznajesz, że przemoc fizyczna lub psychiczna jest u Was problemem).

                  Druga opcja jest taka, że może rodzina Twojej żony wbrew pozorom też nie była taka idealna, skoro udało Ci się ją wciągnąć w swoje schematy. Wnioski takie same jak wyżej – terapia i szukanie pomocy.

                  Trzecia możliwość moim zdaniem jest taka, że mając wspomnienie zachowań Twojego ojca, może stawiasz sam sobie poprzeczkę zbyt wysoko. Normalni i zdrowi ludzie też czasem się kłócą. I na pewno nie każda z ich kłótni wygląda jak wyjęta z podręcznika komunikacji. Może daj sobie prawo do bycia niedoskonałym, bo poczucie winy potrafi potwornie nakręcać i – paradoksalnie – utrudniać nam zmianę niektórych zachowań.

                   

                  dda93
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 628

                    Jeśli chodzi o empatię w komunikacji, w relacji, w związku – jestem zdecydowanie na tak. Zwłaszcza jeśli działa ona w obie strony.

                    Natomiast gdy jedna ze stron obwieszcza „liczą się tylko moje prawa i potrzeby, więcej nic”, robi się to moim zdaniem bierno-agresywne. I jest to znak, że u jednej ze stron empatia właśnie poszła w kąt.

                    dda93
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 628

                      @2wprzod1wtyl

                      Odnosząc się do Twojego przykładu ze zbyt szybką jazdą… Oczywiście, pewnie wszystko zależy od sytuacji.

                      Bo jeśli ktoś jedzie 160 tam, gdzie wolno 120, to można jeszcze negocjować. Ale jeśli ktoś jedzie 200 tam, gdzie wolno 90, jest po prostu potencjalnym zabójcą. I nie pora chyba wtedy na zabawy w dyplomację… Tylko trzeba wtedy kogoś takiego opierdzielić i/lub wysiąść. To też kwestia granic – pasażera tym razem 🙂

                      P.S. Bardzo mi się podobał ostatnio Twój wpis w innym wątku 🙂

                      dda93
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 628

                        The_Lift, przeraziło mnie to, co opisałeś i szczerze Ci współczuję. Kilkakrotnie w życiu spotykałem się z osobami tak reagującymi i dla mnie zawsze to był powód do nie wchodzenia z kimś tak funkcjonującym w głębszą relację (czy do odwrotu od utrzymania jakiejkolwiek relacji w ogóle).

                        Ktoś mi kiedyś fajnie powiedział, że osoba przed terapią jest jak zgięty gwóźdź. Osoba świeżo po terapii czasem jest też jak zgięty gwóźdź. Tylko zgięty w drugą stronę.

                        Dlatego czasem osoba, która wcześniej nie stawiała ŻADNYCH granic, nagle wytycza granice z drutem kolczastym, psami, wieżami strażniczymi i reflektorami, a do każdego kto się choćby do nich zbliży „strzela na wszelki wypadek”.

                        Dlatego osoba, która przez większość życia była wykorzystywana i spychana, po terapii zaczyna czasem ranić swoich znajomych i przyjaciół, gdy z ofiary nagle staje się „małym egoistą”, bo widzi wokół samych potencjalnych agresorów.

                        Wyprostowanie się tego gwóździa do pozycji zdrowej i normalnej zajmuje trochę czasu. Pomaga przy tym świadomość, że terapia – choć często celna i owocna – nie jest panaceum na wszystkie sytuacje życiowe i oparta jest na teoriach, które średnio co dekadę mogą się zmieniać.

                        Terapia to nie życie. Choć pomaga.

                        Terapia jest dla ludzi, a nie ludzie dla terapii. O tym też warto myślę pamiętać.

                        Jeśli zaś chcesz zrozumieć swoją partnerkę, pomyśl, jak źle musiała czasem myśleć o sobie, skoro terapia stała się dla niej wyrocznią.

                        Możesz też poprosić partnerkę, czy nie dałaby Ci do przeczytania jakichś książek terapeutycznych, które ostatnio czytała. Okażesz jej w ten sposób zainteresowanie. Może być to płaszczyzną do rozmowy. A przynajmniej Ci nie zarzuci, że nie masz pojęcia o czym mówi.

                        Terapeuci ostrzegają, że po terapii wiele związków się rozpada (choć podobno są też takie, które się umacniają). Bo po terapii czasem wychodzi inny człowiek, niż ten który na nią wszedł. To intensywny okres „prania” osobowości.

                        Rada dla osób po terapii natomiast pewnie byłaby taka, żeby nie stosowały w ramach zdrowienia taktyki spalonej ziemi i nie wylewały dziecka wraz z kąpielą😉

                        Jedna z moich terapeutek mówiła kiedyś, że człowiek, który z ofiary nagle staje się agresorem (np. narzucając światu wokół swój jedynie słuszny punkt widzenia), nie zdrowieje, lecz pozostaje nadal niewolnikiem „trójkąta dramatycznego” (ofiara – kat – ratownik). I myślę, że coś w tym jest…

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 301 do 310 (z 628)